Całkiem dobry warun panował do godziny 15-16,czyli akurat na podejście z Palenicy i zrobienie drogi. Na szczycie ostudził nasz zapał silny wiatr z deszczem. Warto było pojechać chociażby po to aby zobaczyć Tatry jesienią i zrobić (dla mnie po raz trzeci)ten piękny klasyk Zamarłej. Gośka, na wyjeździe zwana "Gorzka" (kompozycja imienia, gorzkiej czekolady,żołądkowej gorzkiej i charakterku:)), po raz pierwszy skosztowała wspinaczki w tatrzańskim granicie i obawiam się, że nie po raz ostatni, marudziła nawet mniej niż zwykle;) Z Karolem to wiadomo, że można konie kraść, więc wyjazd całościowo bardzo sympatyczny!